Fuerteventura - wyspa wiecznych wiatrów


W marcu br. miałem przyjemność spędzić tydzień na Fuerteventurze - jednej z siedmiu Wysp Kanaryjskich. Wyjazd typowo wakacyjny, aby wspólnie z żoną złapać trochę słońca w czasie, gdy w Polsce można było odczuwać ostatnie "podrygi" zimy. Sporo było dylematów przed wyjazdem. Czy to dobry czas i miejsce? Czy będzie tam co robić? Był to nasz trzeci wyjazd na Wyspy Kanaryjskie i tym samym kolejny przystanek na mapie miejsc, które mamy w planie zwiedzić, można uznać za zaliczony. Odwiedziliśmy już Teneryfę (wpis na blogu) oraz Lanzarote (kiedyś zmobilizuję się i odkurzę kilka zdjęć z tego wypadu). Każda z wysp jest inna i ma do zaoferowania coś wyjątkowego. Fuerteventura w przewodnikach opisywana jest, jako wyspa wspaniałych piaszczystych plaż, lazurowego oceanu, która w odróżnieniu od innych wysp archipelagu nie ma już tak wiele do zaoferowania. Dziś mogę powiedzieć jedno, zupełnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem! Zresztą o gustach się nie dyskutuje i najlepiej oceńcie to sami. Poniżej fotograficzna relacja, opatrzona opisami i własnymi przemyśleniami.

Na miejsce zakwaterowania wybraliśmy miejscowość Costa Calma na południowym wybrzeżu wyspy. Miejscowość typowo turystyczna - zapewne głośna i ruchliwa w sezonie wakacyjnym - cicha i spokojna w tym okresie. Największą grupę turystyczną stanowili oczywiście tradycyjnie niemieccy emeryci. Jakoś mamy słabość do wybierania tych samych miejscówek, bo w Puerto de la Cruz na Teneryfie było tak samo :).

Playa de Jandia ...

... ale i tak największą atrakcją okolicy jest słynna playa de Sotavento. Ciągnąca się przez kilka kilometrów złoto piaszczysta plaża znajduje się około 2-3 km na południe od centrum miejscowości. Jest to bez wątpienia raj dla kit i windserferów. Miejsce niezwykle urokliwe. Taka miniatura Półwyspu Helskiego. Gdy przychodzi przypływ na plaży tworzy się kilka mierzei i wysepek, do których można dojść w wielu miejscach nie mocząc nóg wyżej niż do kolan. Niezwykłym uczuciem jest móc stanąć na końcu takiego cypelka lub wysepki i obserwować fale na przemian przelewające się z każdej ze stron :)





Jako, że Fuerteventura jest bardzo wietrzną wyspą, parawany rodem znad Bałtyku robiłyby tutaj niezłą furorę :)


Najlepszym środkiem transportu w przypadku każdej z Wysp Kanaryjskich jest bez wątpienia samochód. Tym razem skorzystaliśmy z wypożyczalni Cabrera Medina będącej tańszą firmą córką Cicar. Za 92 euro dostaliśmy na 4 dni Opla Astrę IV (mimo, że zamawialiśmy mniejszą Corsę, co można zapisać na duży plus dla firmy).


Playa de Sotavento

Playa de Sotavento

Po całym dniu plażowania udaliśmy się na zachód słońca w okolice miejscowości La Pared. W tym niewielkim miasteczku w północno-zachonim krańcu Półwyspu Jandia przebiegał niegdyś mur oddzielający dwa królestwa Fuerteventury.





Ciekawym tworem skalnym w tej miejscowości jest swego rodzaju dziura w potężnym bloku skalnym, przez którą przelewają się fale. Wybrzeże jest tutaj bardziej kamieniste i "poszarpane", niemniej jednak niewielkie plaże w zatoczkach czynią to miejsce urokliwym.







"Nasi tu byli!" Spotkać samochód z Polski na Fuerteventurze to nie lada osiągnięcie :) Ci Państwo spędzili w podróży 3 dni z czego ponad 30 godzin płynąc promem z hiszpańskiego Kadyksu.

Następnego dnia udaliśmy się na południe Półwyspu Jandia. Astra przeszła swój pierwszy szutrowo-błotny test. Przejechanie tego dnia 60 km, jadąc cały czas po drogach bez asfaltu, to była nie lada przygoda :)




Pierwszy przystanek - latarnia Faro de Jandia.



Choć wokoło drogi szutrowe, to jak widać funkcjonuje tutaj komunikacja. Autobus trochę nietypowy, ale w pełni adekwatny do otaczającego terenu. Dopełnieniem całości scenerii był oczekujący na przyszłych pasażerów kierowca busa przygrywający wesoło na mandolinie.

Kolejnym przystankiem było Punto Posebre. Gdy dojeżdżaliśmy do tego miejsca zaczęliśmy się zastanawiać, po co ktoś tak na końcu kilkukilometrowej drogi umieścił WC? ;) Jak się później okazało była to mini latarnia.


Jako "Łowcy Miradorów" (tak nazywane są w Hiszpanii punkty widokowe) nie mogliśmy się nie zatrzymać na jednym z nich w drodze do miejscowości Cofete.

Jak to na przełęczy wiało bardzo mocno (choć do kategorii "ekstremalnie mocno", jak się okazało później, sporo jeszcze brakowało).

Zaczynają się pola uprawne...

pojawiają się na budynki... (słynna willa Wintera)

 jest i cmentarz... na plaży a co!

Playa de Cofete uważana za jedną z najładniejszych i najbardziej tajemniczych (ma to związek z legendami jakie krążą wokół pobliskiej willi Wintera).

Skojarzenie jakie się nasuwa to, że Irena Santor śpiewając "już nie ma dzikich plaż" na pewno nie była na Fuerteventurze. Ta plaża jest dzika, pustka aż po horyzont, a do tego otaczające góry wraz z najwyższym szczytem wyspy Pico de la Zarza (812 m n.p.m.) tworzą niezwykły krajobraz.

 Spotkany po drodze osiołek w pełni wpisuje się w koloryt okolicy.



Największy kurort turystyczny wyspy Morro Jable powitał nas zgodnie z przewodnikiem błękitnym niebem i złotym piaskiem.




Wschody i zachody słońca ... Tym razem na koniec dnia udaliśmy się na Mirador de los Canarios by jeszcze raz popatrzeć na plażę Cofetę i Barlovento. Drogę prowadzącą w to miejsce ciężko znaleźć, gdyż nie jest w żaden sposób oznakowana. Najprościej tłumacząc z drogi FV-602 za stacją Shella cały czas prosto do góry :)

Oj wtedy to wiało ("ekstremalnie mocno")! Do tego stopnia, że siedząc w samochodzie czuło się jak kołysze nim z każdym podmuchem wiatru. Tutaj pierwszy raz zrozumiałem, że zakup przed wyjazdem kurtki wodo- (o tym później) i wiatroodpornej to była bardzo dobra inwestycja :)

Kolejnego dnia postanowiliśmy pojechać w północną część wyspy i odwiedzić plaże i słynne wydmy w okolicach miejscowości Corralejo.




Wydmy jak to wydmy ... dużo piachu. Kto był i widział te w Łebie nie zachwyci się specjalnie. Przyznam szczerze, że bardziej pustynnie poczułem się biegając w okolicach Costa Calma po pustyni El Jable.




Wyspa Lobos

Okolice miejscowości Majanicho. Nielegalna wioska rybacka i zatoczka służąca jako port.


W drodze do El Cotillo tym razem test szutrowo-piaskowy.


Jadąc drogą wzdłuż północnego wybrzeża mijamy wiele zatoczek. Niektóre przy odpływie tworzą mini laguny.Zapewne są to również świetne miejsca do kąpieli i plażowania. Późna pora nie pozwoliła nam przetestować plażowania w tym miejscu.





Port El Cotillo

W oddali baszta chroniąca niegdyś wejścia do portu przed piratami.




Kamper wersja old school coś na co wraz z żoną chorujemy. Miejmy nadzieję, że kiedyś uda się spełnić marzenie...

Jak widać nie tylko samochody można parkować na ulicy :) Koniec asfaltu za miasteczkiem to dość częsty widok na Fuercie.


Zachód w El Cotillo ...

... i wschód w Playa de Matas Blancas.

Tak przywitał nas kolejny dzień, podczas którego zajęliśmy się zwiedzaniem interioru wyspy.

W drodze z miejscowości La Pared do Pajara znajduje się punkt widokowy, który jest jednocześnie mini obserwatorium astronomicznym.



Że niby na Fuercie nie jest kolorowo?

 Miejscowość Pajara

Wiatraki to architektoniczny symbol wyspy. Dziś już nieużywane przypominają, że wyspa ta była kiedyś rolniczym spichlerzem archipelagu Wysp Kanaryjskich.


Chociaż najpopularniejszym zwierzęciem na wyspie jest koza to nam udało się spotkać tą wersję bardziej włochatą - owce:)


Kolejny z miradorów - tym razem udało nam się wjechać na szczyt, gdzie znajdują się maszty nadawcze obsługujące wyspę. Miny panów serwisujących maszty, którzy przyjechali na wzgórze swoim autem terenowym - bezcenne. Nie muszę chyba dodawać, że po raz kolejny testowaliśmy auto poza asfaltem :)





Dolina rzeki w okolicach miejscowości Puertito de los Molinos. Pogoda w ostatnich miesiącach nie rozpieszcza wyspy, stąd zrobiło się tam zielono.



Lubimy zaglądać do takich małych miejscowość. Miejsca bez turystycznego zgiełku, gdzie dociera tylko mały procent turystów, w których można poczuć prawdziwą atmosferę dnia codziennego mieszkańców.



Jakby tak popadało jeszcze kilka miesięcy to okoliczne wzgórza zaczęłyby przypominać nasze Tatry Zachodnie ;)


Betancuria - pierwsza stolica wyspy i jednocześnie najatrakcyjniejsze architektonicznie miasteczko na Fuerteventurze.








Miejscowość Vega de Rio Palmas


Miejscowość Ajuy - ulubiona miejscowość Polaków (kto nie wie po hiszpańsku "j" czytamy jako "h" ;))

Miejscowość słynie z plaży o czarnym piasku...

... oraz jaskiń, do których można się dostać przygotowanym szlakiem. Miejsce warte odwiedzenia - na żywo robi ogromne wrażenie.




Kto by tak nie chciał? Otwieramy okno a tu ocean, wychodzimy z domu a tu plaża...

Costa Calma - na przemian słońce i deszcze i tak przez cały dzień pogoda zmieniła się chyba z 10 razy.







Miejscowa wiewiórka, czyli Pręgowiec Berberyjski. Tak jak Teneryfa słynie z jaszczurek, tak tutaj ten gryzoń jest obecny niemal wszędzie :)

Playa Sotavento jeszcze raz. Tym razem od strony miejscowości Costa Calma.




Ostatni dzień, ostatni wschód słońca ... ehhhh ...

Można spytać co to za szaleniec wstaje codziennie rano na wschody słońca? Otóż na Kanarach jest to dość prosta sprawa. Wschód jest około godziny 7:00 czasu miejscowego tj. 8.00 polskiego. Bez problemu można wstawać bez budzika :)

Podsumowując cały wyjazd jesteśmy miło zaskoczeni. Nie spodziewaliśmy się, że jest tam tyle miejsc do odwiedzenia. Do wielu zabrakło nam nawet czasu. Tradycyjnie pozostaje motywacja, aby wrócić jeszcze kiedyś w to miejsce. Nie spodziewałem się, że Fuerteventura jest tak górzysta. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że krajobraz jest szary i monotonny, gdy jednak przyjrzymy się uważniej i dostrzeżemy detale naszym oczom ukaże się wyjątkowo kolorowa i urozmaicona kraina. Na temat pogody ciężko jest mi się wypowiedzieć, ponieważ tegoroczna jest wyjątkowo kapryśna. Na każdym kroku podkreślali to miejscowi, że nie jest normalnym o tej porze roku, aby było "ledwo" 20 stopni C i padał deszcz. My z 7 dni pobytu mieliśmy tylko jeden bez deszczu. Jak na wyspę, na której prawie nie pada to niezła średnia i można uznać że mit został obalony ;) Tak naprawdę trafiliśmy na okres wielkiego frontu niżowego  znad Atlantyku, który oprócz Europy zahaczył również o Kanary. Mimo wszystko przyznać trzeba, że deszcz tutaj to nie deszcz. To raczej coś, co w naszych szerokościach geograficznych określamy terminem "pokropiło" 5 minut i po krzyku, a po chwili można znowu delektować się słońcem. Okey jak już wspomniałem o deszczu, to nie mogę zapomnieć o wietrze, który jest znakiem rozpoznawczym wyspy. Potrafi wiać tutaj naprawdę mocno. W słoneczny dzień na plaży odżywają wspomnienia znad bałtyckich plaż. W pochmurny dzień, np. na górskich przełęczach, daje mocno w kość a odczucia są niczym podczas "spaceru" po Tatrach podczas Halnego. Tak naprawdę pogoda nam zupełnie nie przeszkadzała - w końcu były to ostatnie dni kalendarzowej zimy, a nie sezon letni. Przyjechaliśmy aby wypocząć, coś pozwiedzać i to w 100% zrealizowaliśmy. Szkoda tylko, że ten tydzień tak szybko minął...

7 komentarzy:

  1. Fajne widoki, mało turystów i nie-upalna pogoda. Jak dla mnie urlop idealny:) gratuluję zdjeć!

    OdpowiedzUsuń
  2. przepiękne zdjęcia! i nareszcie zobaczyłam jak wygląda obserwatorium astronomiczne o którym tyle czytałam. Nie mogę się tam wybrać od czasu jak je otworzyli, zawsze stoi coś na przeszkodzie :) płaciliście za wejście do jaskiń w Ajuy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz Borowiec31 marca 2015 09:21

      Napisałem o obserwatorium, a zapomniałem zamieścić jakieś sensownie pokazujące je zdjęcie. Błąd naprawiony, zdjęcie dodane :) Za wejście do jaskiń nie płaciliśmy. Byliśmy na miejscu dość późno bo po 18.00, więc może to też być przyczyną.

      Usuń
  3. jakie znajome widoki - my wlasnie wrocilismy z wakacji z wysp (Fuerte i Lanzarote) - pierwszy post poswiecony Corralejo u mnie tez na blogu. super bylo zobaczyc znajome miejsca Twoimi oczami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Wyspach Kanaryjskich zawsze coś się dzieje. 😉
    To jeden z "najpewniejszych" pomysłów na urlop, ucieczkę od szarówki zimy, początku wiosny czy końca jesieni.
    Skrócony przewodnik po najpiękniejszych miejscach 😊
    Zapraszam miłośników wysp do grupy Gran Canaria- Wyspy Kanaryjskie 😉
    Pozdrawiam.....
    https://www.facebook.com/groups/831251030223394/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne miejsce, piękne kadry, zapierające dech w piersiach widoki, fantastyczna sesja!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne zdjęcia. Utwierdziły mnie one, że warto tam pojechać i zabrać aparat. Taki też mam plan na najbliższe wakacje. Pozdrawiam Paweł Heczko

    OdpowiedzUsuń